Shiraberu
		Tereny watahy i okolic => Łąka => Wątek zaczęty przez: Konan w Maj 24, 2014, 19:05:10
		
			
			- 
				Te wszystkie rośliny i zwierzęta, duży obszar po którym można swobodnie biegać, a niedaleko znajduję się polanka.
			
 
			
			- 
				Wleciałam,trzymając córkę...wylądowałam w dogodnym miejscu i delikatnie odłożyłam Cantharis na ziemię.
-Jesteś głodna?
			 
			
			- 
				- Nie.
			
 
			
			- 
				-A co chciałabyś porobić?-machnęłam skrzydłami...
-Może chcesz poćwiczyć ze mną latanie?
			 
			
			- 
				- Nie chce mi się - położyła się na grzbiecie i zaczęła wpatrywać się w niebo.
			
 
			
			- 
				-A co ci się chce?-spytałam i również się położyłam.
			
 
			
			- 
				- Nic.
			
 
			
			- 
				Westchnęłam.
			
 
			
			- 
				- Idę na spacer. Sama. Masz za mną nie iść - pomachała mamie łapą przed oczami i wyszła.
			
 
			
			- 
				-Co ja z nią mam...-westchnęłam sama do siebie i wstałam.Machnęłam skrzydłami i,z nudów,zaczęłam sobie ćwiczyć latanie.
			
 
			
			- 
				Weszła, czy może raczej wbiegła. Przez chwilę hasała sobie po łące, aż w końcu wyhamowała ostro, ślizgając się na łapach. Zauważyła jakąś waderę, która latała po niebie. 
			
 
			
			- 
				Usłyszałam i zobaczyłam inną waderę,więc "zawisłam" w powietrzu.Zaraz po tym wylądowałam koło niej i złożyłam skrzydła.
-Witam,jestem Shura....-pachniała mi tak jakoś...jakby znajomo.
			 
			
			- 
				Przekrzywiła łeb i spojrzała na Shurę. Zdawało jej się, iż tamta kogoś jej przypomina, zwłaszcza po postawie i tym wzroku... 
- Ja jestem Amethyst - odpowiedziała szybko, gdy zorientowała się, iż stoi i patrzy spode łba na wilczycę. 
			 
			
			- 
				-Czy..czy my się znamy?
			
 
			
			- 
				- Chyba... nie. Przypominasz mi kogoś, ale... - mruknęła niepewnie. Sama już nie wiedziała. 
			
 
			
			- 
				-Ty mi również...i..i pachniesz podobnie do mojego ojca.-stwierdziłam.
			
 
			
			- 
				-Wybacz,ale muszę gdzieś iść...spotkamy się jeszcze później.-uśmiechnęłam się,rozłożyłam skrzydła i wyleciałam.
			
 
			
			- 
				- Ojca? A kim by... Dobra, nieważne - burknęła, gdy wadera pożegnała się i poszła. Chciała zapytać kim był jej ojciec. Machnęła ogonem i wyszła. 
			
 
			
			- 
				Wszedł i rozejrzał się za kwiatami.
			
 
			
			- 
				Zobaczyłem kilka czerwonych róż. Zerwałem je i wybiegłem.