Shiraberu
Tereny watahy i okolic => Morze => Wątek zaczęty przez: Konan w Maj 25, 2014, 14:22:33
-
Opuszczone molo. Można tutaj sobie pospacerować.
-
Weszła. Rozejrzała się.
- Debile, wszędzie debile - warknęła pod nosem.
-
Wszedłem, rozglądając się ciekawie po terenie.
-
Usłyszała coś. Podniosła łeb do góry i zobaczyła jakiegoś szczeniaka. Nie poruszyła się. On ma mieć szacunek do księżniczki. Co z tego, że nie wie, że nią jestem? On ma się domyślić. Rozłożyła skrzydła i majestatycznie je złożyła, by zrobić taki efekt 'wow'.
-
Oczywiście owo miejsce, w którym się znalazłem, znudziło mi się równie szybko jak zaciekawiło. Usiadłem i ziewnąłem.
-
'Co za ignorant!' - pomyślała. Machnęła ogonem. Przeciągnęła się i podeszła do końca mola (molo, mola ;-; ) i usiadła na nim. Spojrzała w wodę.
-
Uniosłem powieki, które przez przypadek czy tam zmęczenie mi się zamknęły, starając się pamiętać o tym, że po każdym mrugnięciu otwiera się oczy. Rozejrzałem się, i mój wzrok padł na jakiegoś szczeniaka. Wyglądał mi z daleka na młodszego ode mnie, i na coś totalnie fochniętego, ale mogło mi się też wydawać. Pomachałem mu, czy też raczej jej, nie bardzo wiedząc, czy mnie widzi, czy nie.
-
Podniosła się i zaczęła iść powoli wzdłuż molo, stawiając łapę za łapą. Tak, zobaczył ją. No w końcu. Odmachała mu, uśmiechając się lekko pod nosem. No, w pewien sposób oddał jej cześć. Machnęła ogonem i przywarła do ziemi, ot tak.
-
Podlazłem do niej.
-Hejka.
-
- Dobry.
-
-Jestem Armageddon. Taki przez dwa ''d'', nie jak Apokalipsa, przez jedno. A ty?
-
- Cantharis. W skrócie Aris, bo to bardziej wolę niż Cantharis.
-
-Miło mi. - uśmiechnąłem się.
-
- A mi nie. Nie podobasz mi się. Nie w tym sensie, co zakochani *tutaj przerwa na wzdrygnięcie*, tylko po prostu dziwny mi się wydajesz.
-
-No wiem. - usiadłem. -Rodzice też mi to mówili. A tata mówił nawet, że jestem jakimś antychrystem, czy czymś. Albo kimś. A przecież to oni wybrali mi takie durne imię, więc reszty to już się niech nie czepiają. - resztę ostatniego zdania wyburczałem pod nosem. - I uważali, że jak się urodziłem 13 to powinni mnie zatłuc, zanim dorosnę, albo zanim osiągnę 13 miesięcy, albo 1 rok i 3 miesiące. Jacyś ogólnie dziwni byli. - wzruszyłem ramionami.
-
- Anty.. co? Co to jest?
-
-Antychryst. A bo ja to wiem? Coś złego, chyba. Ale ja raczej wątpię, żeby to coś istniało.
-
- Aha. Dobra, nie wiem czemu, lubię Cię. Pobawisz się ze mną? Nudzi mi się.
-
-Jasne. Mnie też się nudzi. - zamerdałem ogonem i wstałem.
-
- A w co się bawimy?
-
-A w co chcesz?
-
- W berka?
-
-A jak się w to gra?
-
- No że.. ja Cię tykam łapą i krzyczę 'berek', uciekam, Ty masz mnie gonić, jak mnie dogonisz, to Ty tykasz mnie łapą i też krzyczysz 'berek' i tak w kółko.
-
-A, okej. Grałem już kiedyś w takie coś, tylko inaczej się nazywało i mieliśmy sobie odebrać taką małą rzecz. Kto zaczyna?
-
- Ja. Berek! - powiedziała i zaczęła uciekać.
-
Pobiegłem za nią. Wyciągnąłem łapę, aby ją dotknąć, ale równocześnie zwolniłem, więc nie dałem rady. Przyspieszyłem, tym razem prawie ją łapiąc.
-
Przyśpieszyła. Przecież jest szybsiejsza (tak, szybsiejsza). Jako księżniczka ma więcej szybkości. No, nie dorówna jej.
-
No i zostałem daleko w tyle. Nie przestałem jednak biec, tylko okrążyłem ją i dotknąłem jej barku.
-
- Nie krzyknąłeś berek, nie liczy się! - zaśmiała się, uciekając.
-
-Nie...zdą...żyłem... - wydyszałem.
-
- Ta zabawa nie ma sensu. Nie dogonisz mnie. Inne sugestie?
-
-Mnie to mówisz? - wysapałem i zacząłem ćwiczyć oddech ibuki. -Nie mam zielonego pojęcia.
-
- Ech.
-
-Nooom...Ech.
-
- Może.. skoki do wody? Kto zrobi większy plusk?
-
-Mogę się założyć o tysiaka, którego nie mam, że ty. Ale zobaczymy. - zatarłem łapy.
-
- Wiesz, to nie zależy o szybkości. Trzeba po prostu być cięższym. I tyle - machnęła ogonem. Podeszła do końca molo, przywarła chwilę do ziemi, następnie wzięła rozbieg, jakieś półtora metra od końca odbiła się łapami i skoczyła w górę, robiąc salto w powietrzu, następnie robiąc dość duże na nią 'plum'. Zanurzyła się w wodzie, a że nie umiała pływać, zaczęła machać łapami dookoła siebie, cudem wynurzając się z wody. Podleciała na molo i zaczęła się trząść z zimna.
-
Spojrzałem na nią z powątpiewaniem (tak się pisze, nie? xD). Średniawo umiałem pływać, a cięższy byłem na bank.
-
Kichnęła, co równało się z ponownym wpadnięciem do wody, iż siła kichnięcia była duża (xD). Wyskoczyła z wody ponownie i wskoczyła na molo, podchodząc do niego. Otrzepała się z wody, starając się go jak najbardziej ochlapać.
-
-No dobra, raz się żyje. - mruknąłem. Wziąłem krótki rozbieg i wskoczyłem do wody. Równało się to mniiej więcej ze wrzuceniem do wody sporego kamienia, bo i plusk był duży, i nie wypłynąłem, tylko wyczołgałem się dnem, łapiąc gwałtownie powietrze.
-
Wow, no dobra, wygrał. Podeszła do końca molo i spojrzała na Armina (teraz nazywasz się Armin xD) ze śmiechem.
- Pomóc Ci, topiąca kuro?
-
-Ekhykhykhyniekhykhykhy. Dzięki. Khykhy. - wydyszałem.
-
- Coś z Tobą nie tak. Na pewno Ci nie pomóc, zdechlaku?
-
Wyplułem wodę i otrzepałem się.
-Nie, dzięki.
-
- Spoko - mruknęła, przeciągając się.
-
Wyciągnąłem łapy, przeciągając się, i ziewnąłem.
-
- Ale Ty duży - powiedziała. - Też będę duża!
Tak szczerze, to ona jest już dorosła .o.
-
-Taaa, no co ty nie powiesz... - mruknąłem.